Universal Music Polska, 2005
Zacznę z grubej rury. Jeśli macie iść do sklepu z zamiarem zakupu jakiejś ciekawej jazzowej płyty, jeśli macie ochotę wydać kilkadziesiąt złotych inwestując w piękno, jazz – sztukę, to śmiało rzućcie groszem za najnowszy album Marka Napiórkowskiego, spełnionej nadziei gitary naszego jazzu. Krążek Wolno bez wątpienia będzie ozdobą waszej kolekcji, a gdy włożycie go do szufladki odtwarzacza, zamieszka tam na dłużej.
[Piotr Iwicki, JazzForum]
Pierwsza solowa płyta Marka Napiórkowskiego zatytułowana „NAP”, na której pojawiły się największe gwiazdy polskiej sceny jazzowej, między innymi Anna Maria Jopek, Leszek Możdżer, Henryk Miśkiewicz, Dorota Miśkiewicz, Robert Luty i Krzysztof Herdzin. Z ich udziałem powstał album znakomity. Pomimo wielkiego potencjału komercyjnego, zdecydowanie niebanalny i oparty na mocnej, jazzowej podstawie. Chwilami jest wręcz powrót, czy też ukłon w stronę szkoły elektrycznego jazzu z lat 70′. Słychać echa takich grup jak Weather Raport czy Return To Forever, słychać tamten klimat i otwarte podejście do muzyki, ale jest tu też osobisty, charakterystyczny styl Napiórkowskiego. To ważne, bo daje dowód jego wartości jako muzyka i kompozytora. Uważny słuchacz zauważy także doskonałe wyczucie równowagi, dzięki któremu obok mocnych, funkowych kompozycji rozbrzmiewają tu też niezwykłe ballady, w których jest miejsce na akustyczne instrumenty, partie fortepianu Leszka Możdżera i Krzysztofa Herdzina i oczywiście wspaniałe głosy zaproszonych wokalistek, Ani Jopek i Doroty Miśkiewicz. Produkcją albumu Marek zajął się wraz z basistą obecnym na całym albumie, Robertem Kubiszynem. „NAP” zaskoczy wszystkich niedowiarków i ucieszy fanów. Ta płyta to esencja gitarowego jazzu!
(Universal Music Polska)
TRACKLISTA:
1. Levitation
2. Proxima Parada
3. Wciąż się śnisz (Still in My Dreams)
4. Vicious Desire
5. Niedopowiedziane (Unspoken)
6. In Between
7. NAP
8. Twist or Blues?
9. Only a Night Away
10. NAP (Reprise)
Rok wydania: 2005
Wydawca: Universal Music Polska
Numer katalogowy: 9872147
kompozycje: Marek Napiórkowski, z wyjątkiem „Only a Night Away” (muzyka: Anna Maria Jopek i Marek Napiórkowski, słowa: Nina Madhoo)
produkcja Marek Napiórkowski i Robert Kubiszyn / Universal Music Polska
nagranie (kwiecień 2004): Rysio Szmit (Prostudio Olsztyn), Wojtek Przybylski (S-4 Warszawa) i Piotr Radziszewski (asystent)
dodatkowe nagrania: Marcin Gajko (S-4 Warszawa), Paweł Zarecki (Pueblo People Studios) i Marcin Górny (Studio Chróst Sulejówek)
mix i mastering: Leszek Kamiński
edycja: Robert Kubiszyn
MUZYCY:
Marek Napiórkowski – gitary
Anna Maria Jopek – wokal (9)
Leszek Możdżer – fortepian (5, 6, 10)
Henryk Miśkiewicz – saksofon, klarnet basowy (4)
Robert Kubiszyn – gitara basowa, kontrabas
Robert Luty – perkusja, instrumenty perkusyjne
Krzysztof Herdzin – fortepian (9)
Piotr Wyleżoł – Rhodes piano
Tomasz Kałwak – keyboardy, „kreator dźwięku”, solo (3)
Dorota Miśkiewicz – głos (2, 4)
Kuba Badach – krzyk (8)
MEDIA
NAP w Tygmoncie, Gazeta Wyborcza: Co jest grane?, Warszawa, 16 czerwca 2006, autor: Piotr Iwicki
Przez trzy wieczory na estradzie Jazz Clubu Tygmont gościć będzie jeden z najlepszych polskich zespołów elektrycznego jazzu – formacja NAP, na czele której stoi wybitny gitarzysta Marek Napiórkowski.
Popularny Napiór często określany jest jako gitarzysta łączący w jedność wyobraźnię i elegancję Pata Metheny’ego, rockowy pazur Scotta Hendersona i swingujący zmysł George’a Bensona. Jednak tym „czymś” za co kochają go fani jest niepowtarzalność. Choć tu i tam słychać pewne odniesienia, to nie są to jednak kalki, kopie czegoś, co już było. Atutem lidera jest też umiejętność tworzenia fraz komunikatywnych. Napiórkowski nie brnie w wydumanie, jazz, na którym poznać się mogą tylko… jazzmani. Sam czasami wręcz używa dla swojej muzyki zwrotu „półjazz”. Tak czy inaczej, tego co gra świetnie się słucha bez względu na to czy jest się jazzowym żółtodziobem , czy też erudytą oczekującym swingującej rewolucji. Napiór zwyczajnie wie, o co w tej zabawie chodzi, a poszczególne klocki tej układanki zna jak mało kto nad Wisłą.
Na scenie obok lidera zobaczymy Piotra Wyleżoła (instrumenty klawiszowe), Roberta Kubiszyna (bas) i Roberta Lutego (bębny).
III Zakopiańska Wiosna Jazzowa (fragment), Jazz Forum, nr 6/2006, autor: Bogdan Chmura
Kolejny wieczór z laureatami Jazz Top 2005 rozpoczął Marek Napiórkowski i jego zespół (Piotr Wyleżoł, Robert Kubiszyn, Robert Luty). Słuchaliśmy kompozycji z nowego i wciąż świetnie przyjmowanego albumu lidera NAP, a więc muzyki różnorodnej w charakterze, kolorowej, pełnej przestrzeni i energii. Cały występ został żywo przyjęty przez publiczność; owacjami nagradzano wirtuozowskie i pomysłowo skonstruowane solówki gitarzysty oraz postawę pozostałych członków zespołu, w tym perkusistę Roberta Lutego, grającego także na egzotycznym bębnie udu. Występ Napiórkowskiego miał również doniosłe konsekwencje meteo: nareszcie przestało padać!
Jazz Kameralnie, Częstochowska Gazeta Klubowa 42-200, nr 1/2006, autor: Michał Walczak
„Jazz Kameralnie” to cykl koncertów organizowanych przez OPK Gaude Mater. Po basowych popisach Krzysztofa Ścierańskiego i jego trio przyszedł czas na kawałek solidnego gitarowego jazz-rocka.
W roli głównej wystąpił Marek Napiórkowski – według autora recenzji – najwszechstronniejszy polski gitarzysta. Gitary Marka słychać w większości dobrych krajowych produkcji ostatnich lat – od popu po akustyczny jazz. Koncert w Częstochowie był czwartym z trasy koncertowej promującej solowy album Napiórkowskiego NAP (’05). Oprócz lidera usłyszeliśmy basistę Roberta Kubiszyna, perkusistę Roberta Lutego i Piotra Wyleżoła na instrumentach klawiszowych.
Na koncert złożyły się głównie dość trudne harmonicznie tematy utrzymane w stylistyce fusion, a których korzeni moglibyśmy szukać w muzyce Weather Report czy Johna Scofielda. Nie zabrakło też nastrojowych ballad – tu mistrzostwo w grze na gitarze akustycznej zaprezentował się sam lider.
Jednak na szczególną uwagę zasługiwała gra Kubiszyna, który potrafił umiejętnie połączyć rytm z harmoniami fortepianu i gitarą lidera. W partiach solowych błyszczał wyobraźnią i warsztatem, zachowując przy tym niezwykłą „czujność” na wydarzenia i dźwięki na scenie.
W sumie bardzo udany koncert, a a popularności Marka Napiórkowskiego i jazz-rocka w ogóle świadczyła wypełniona po brzegi (w większości przez młodych ludzi) sala Gaude Mater.
Przypominam również, że Marka Napiórkowskiego i Roberta Kubiszyna będziemy mogli posłuchać na kolejnym koncercie cyklu wraz z zespołem Full Drive Henryka Miśkiewicza.
Gitarowe debiuty z Polski, Gazeta Wyborcza, 1 sierpnia 2005, autor: Adam Domagała
Pierwszy autorski album Marka Napiórkowskiego, „nadwornego” gitarzysty Anny Marii Jopek i współlidera wrocławskiego zespołu Funky Groove, to owoc wielu lat grania praktycznie wszystkich rodzajów muzyki rozrywkowej, komponowania do szuflady i zaprzyjaźniania się z topowymi artystami – na płycie gościnnie udzielają się Leszek Możdżer, Henryk Miśkiewicz i Anna Maria Jopek.
NAP to płyta dojrzała, przemyślana, doskonale zagrana i nagrana.
Echa najsłynniejszych jazz-rockowych zespołów – Return to Forever, Weather Report i Pat Metheny Group (sprzed mniej więcej dwudziestu pięciu lat) – są tu wyraźne. Ale przecież to nie skojarzenia z przeszłością stanowią o możliwym sukcesie rynkowym tego niszowego nagrania. Lata współpracy z gwiazdą popu sprawiły, że Napiórkowski świetnie wie, kiedy wyhamować, by nie zderzyć się z gustem odbiorcy, który niekoniecznie lubi bezkompromisowe improwizacje. Nawet kiedy zespół rozpędza się, a dynamika sięga poziomu fortissimo, pozostajemy w bezpiecznym melodyjnym świecie czytelnych harmonii. Lider i kompozytor wszystkich utworów potrafi zagrać z heavymetalową ekspresją (Twist or Blues?), potrafi też ukoić nerwy akustyczną „piosenką bez słów”. Only a Night Away z udziałem Jopek stanie się zapewne handlową lokomotywą albumu, choć jego najjaśniejszy klejnot to akustyczny duet z Leszkiem Możdżerem. Szkoda, że taki krótki.
Rzeczpospolita, 29 lipca 2005, autor: Marek Dusza (fragment)
Dwie czołowe postacie sceny jazzowej (i nie tylko): wokalistka Anna Maria Jopek i pianista Leszek Możdżer, wydały nowe albumy. Płytę Secret artystka skierowała przede wszystkim do swoich zagranicznych fanów, natomiast album Live in Warsaw zawiera nagranie koncertu, jaki Możdżer dał w duecie z wiolonczelistą Adamem Klockiem w 1999 r. Do tych utytułowanych artystów dołącza swą debiutancką płytą NAP gitarzysta Marek Napiórkowski, znany z zespołu Anny Marii Jopek. (…)
Ten ostatni należy do ścisłej czołówki polskich gitarzystów jazzowych. O jego grze z uznaniem wypowiadał się sam Pat Metheny. Teraz Napiórkowski prezentuje autorskie dzieło NAP nagrane z muzykami, z którymi tworzy zespół akompaniujący Annie Marii Jopek: basistą Robertem Kubiszynem i Henrykiem Miśkiewiczem. Gościnnie wystąpiło tu aż trzech pianistów – Możdżer, Krzysztof Herdzin i Piotr Wyleżoł. Album ma mocne jazzowe momenty w solówkach lidera, ale jego melodyjne kompozycje nasuwają skojarzenia z bardziej popularną muzyką. Prawdziwą ozdobą płyty są wokalistki: Anna Maria Jopek, śpiewająca po angielsku napisaną wspólnie z Napiórkowskim piosenkę Only a Night Away do słów Niny Madhoo, oraz Dorota Miśkiewicz. Jej sugestywne wokalizy tworzą z gitarą intrygujący dwugłos. Jak zawsze na najwyższym poziomie zagrał swoje partie Leszek Możdżer. (…)
Czary gitary, Wprost, nr 28/2005
Miękkie głosy Anny Marii Jopek i Doroty Miśkiewicz, pianistyka Leszka Możdżera i Krzysztofa Herdzina, saksofon Henryka Miśkiewicza…
To nie tylko to, co w jazzie mamy najlepsze, ale także część „zespołu marzeń”, z jakim nagrał swój piękny album Marek Napiórkowski. Podobnie jak Pat Metheny polski mistrz gra swoje kompozycje na kilku gitarach i również w klimacie trudno uniknąć porównań z twórczością Metheny’go. Na tym jednak analogie się kończą, bo udział gwiazd spowodował, że NAP nie jest zdominowany przez sprawcę przedsięwzięcia. Najbardziej elektryzujący utwór z albumu In Between to zapierający dech, brawurowy pojedynek Napiórkowskiego z Możdżerem, a najpiękniejszy – jedyna na płycie piosenka śpiewana przez Annę Marię Jopek. W całości pierwsza światowa liga! (JM)
Marek Niedźwiecki poleca, Wprost i Kultura, Warszawa, 18-31 lipca 2005
Marek Napiórkowski na co dzień gra na gitarze w grupie Anny Marii Jopek. Szefowa pozwala mu jednak na skoki w bok i całe szczęście, bo to wspaniały skok! Takiego jazzu mogę słuchać zawsze! Muzyka i granie to pasje Marka. Bawi się dźwiękiem. Tworzy cudowne nastroje. Więcej rekomendacji nie trzeba. Dodam tylko, że udało mu się zaprosić do realizacji albumu swoich kolegów po fachu. Pierwsza liga. Piosenkę Only a Night Away śpiewa Anna Maria Jopek. W chórkach pojawia się Dorota Miśkiewicz. Listę gości uzupełniają Henryk Miśkiewicz, Robert Kubiszyn, Robert Luty, Krzysztof Herdzin, Piotr Wyleżoł, Tomasz Kałwak i Leszek Możdżer, którego fortepian w utworze Niedopowiedziane to mistrzostwo świata i okolic! Już dziś jedna z moich ulubionych jazzowych płyt roku.
Zwierciadło, wrzesień 2005, autor: Daniel Wyszogrodzki
Ten album przekonuje ostatecznie że Marek Napiórkowski to juz dzisiaj prawdziwy PGR (tu: Pierwsza Gitara Rzeczpospolitej). Młody gitarzysta wyrósł na naszych oczach na prawdziwego mistrza, umie zagrać wszystko – wystąpił na przeszło 70 płytach. Jest jednym z współtwórców kariery Anny Marii Jopek, która śpiewa gościnnie w kompozycji Only a Night Away. Gitarzyście towarzyszy tu m.in. Leszek Możdżer i Henryk Miśkiewicz.
Muzyka Napa jest eklektyczna, słychać w niej wpływ wirtuozów instrumentu: od wielkiego Johna McLaughlina po modnego Pata Metheny (poprzez Scofielda, Frisella czy Sterna). Niech to jednak nie zabrzmi jak zarzut. Napiórkowski posiadł encyklopedyczną znajomość gitarowych technik, ale wykorzystuje je z lekkością, wdziękiem i siłą. I w tym jest sobą!
Drogi Napiórze, Jazz Forum, nr 7-8/2005, autor: Piotr Iwicki
Drogi Napiórze! Nie ukrywam, ze czekałem na ten album z ciekawością, bowiem znając Twoje artystyczne horyzonty, ściślej, ich stylistyczną rozległość, można było spodziewać się niemal każdej muzyki. Ty wybrałeś tylko pewien mały wyrywek, gdzieś między elektrycznym graniem w konwencji Frisella (Niedopowiedziane), dynamiką Hendersona (Vicious Desire), dźwiękową retoryką Holdswortha (In Between), tu i tam podszytą czymś co kochamy w Sternie i Abercrombie’m. Na dobrą sprawę, po kilkukrotnym przesłuchaniu krążka, mógłby zakończyć tutaj pisanie do Ciebie, oświadczając, że pewnie część gitarowej braci będzie miała za złe Tobie, że nagrałeś tak piękny i mądry album, którego każdorazowe przesłuchanie ujawnia „smaczki”, ot dźwiękowe ciekawostki, a poprzeczka zawieszona przez Ciebie, to dla większości, rzecz nie do przeskoczenia. Cieszy mnie, że w improwizacjach nie zatracasz melodyjności (NAP) na rzecz banalnych, gitarowych progresji, jak i to, że nie boicie się z twoją znakomitą kompanią uciekać do żartu (vide solo Możdżera w In Between). Nagrałeś bardzo kolorową płytę, na której soczyste brzmienie fendera Piotra Wyleżoła, jak choćby Twist or Blues? przenosi nas duszą do czasów wczesnego GRP Records Dave’a Grusina i Lee Ritenoura, a konkuruje z ciepłem głosu Anny Marii Jopek. To, że artystycznie znacie się jak przysłowiowe „łyse konie”, pisać po waszych koncertowych maratonach, nawet nie wypada. Phil Collins mawia, że jeśli bębny w zespole brzmią dobrze, to cały zespół brzmi świetnie. Co tu ukrywać, zaangażowanie Roberta Lutego, chyba odrobinę niedocenionego drumera na naszej scenie, w moich oczach jawi się jako pokerowa zagrywka. To właśnie on w dużej mierze przesądza o energii w tych kompozycjach, które stylistycznie odwołują się do szeroko pojmowanego nurtu fusion. Potrafi jednak delikatnie muskać blaszki i szczotkować bębenki tam, gdzie wypada to zrobić choćby po to, aby z instrumentu zmieść kurz prawie rockowej energii (nastrojowa ballada Only a Night Away). Chyba najlepszym komplementem dla artysty działającego na europejskim rynku, jest opinia, że jego muzyka nie idzie na pasku światowych mód, a jego frazy nie amerykanizują się pod dyktando innych gitarowych tuzów. Na tym kończę tych kilka zdań, i idę kolejny raz nacisnąć klawisz „play” w moim odtwarzaczu, w kieszeni którego Twój album zamieszkał chyba na dłużej.
NAPomnienie gitary, The Teacher, autor: Stanisław Wanatowicz
Doczekaliśmy się wreszcie autorskiej płyty Marka Napiórkowskiego – postaci wybitnej na polskiej scenie jazzowej pod każdym względem. Fakt, czekać musieliśmy bardzo długo, ale jak poucza doświadczenie – cierpliwość się opłaca. Tak też jest w przypadku albumu NAP. W zasadzie recenzję tej płyty mógłbym zakończyć na wymienieniu samych osobistości, które brały udział w jej tworzeniu. Postaci takie jak: Anna Maria Jopek, Leszek Możdżer, Henryk Miśkiewicz, Dorota Miśkiewicz czy Krzysztof Herdzin są wystarczającą rekomendacją nie tylko do jej przesłuchania, ale i pozytywnej oceny. Świadomie łamiąc w tym miejscu dziennikarską zasadę pozwolę sobie powiedzieć, że niemożliwe jest negatywne ocenienie albumu. Nawet, jeśli już próbuje się w niej znaleźć słabe strony to jest to zadanie żmudne i ciężkie!
Jak to bywa z płytami tego gatunku, może on trafić w ręce słuchacza przypadkowego, albo w ręce jazzowego fanatyka. Ten pierwszy prawdopodobnie zasłyszy płytę przypadkiem, w niewyjaśnionych bliżej okolicznościach (nawiasem mówiąc: polski rynek muzyczny tego typu produkcje ma przeważnie w głębokim poważaniu, ale wszak nie o tym mowa). Co do jazzowego fanatyka, to kieruje się on łapczywą ciekawością, a szanse na zawód NAP-em ma znikome.
Osobiście łatwiej jest mi ocenić płytę z poziomu „amatora”. Bliżej jest mi do takiej postawy, niźli jazzowego „wyjadacza”, który dostrzeże w niej liczne zapewne wątki, motywy i nawiązania do szeroko pojętej klasyki jazzu i nie tylko (czyż solo Możdżera w In Between nie wywodzi się z jobimowskiego Girl from Ipanema?). W NAP-ie uderza przede wszystkim liryczność kompozycji. Brylanty, które świecą najjaśniej to Wciąż się śnisz i Niedopowiedzenie. Są to kawałki idealne na romantyczną kolację, albo na zwykłe pogaduszki w dusznym pubowym pomieszczeniu. Napiórkowski jednak atakuje mocniejszymi utworami nawiązującymi do bluesowych standardów i funkowego grania. I są one ważne! Bez nich płyta zamieniałby się w romantyczną balladę – perfekcyjnie wykonaną, ale jednak dość tendencyjną. Tymczasem album jawi się jako różnorodny i barwny, miejscami frywolny, szybki, dynamiczny, by w innych miejscach zwolnić w nostalgicznym tonie. Żaden artysta grający na tym albumie z Napiórkowskim na czele nie przekracza pewnej granicy, która pozwala zakwalifikować płytę do klasyki, a nie eksperymentalnego grania na pograniczu gatunków. Zwolennicy eklektyzmu muzycznego mogą być więc zawiedzieni, podobnie jak amatorzy syntezy jazzu z elektroniką, która na płycie Napa występuje w ilościach znikomych. Być może w płycie NAP chodzi o coś zupełnie innego… Parę charakterystycznych, łatwo wpadających w ucho akordów z otwierającego album Levitation znakomicie wprowadzają nas w klimat podróży, w jaką chce nas zabrać Napiórkowski. Oczywiste jest, że nie każdy w tej podróży wszystko od razu polubi, bowiem ta w samej swojej definicji jest w pewnych miejscach niewygodna i trudna. Istotą udanej podróży jest natomiast fakt zadowolenia jej uczestnika i wspomnień, jakie w nim pozostawia. A tego albumowi NAP odmówić nie można.
Nawet jeśli zamiast gitary wolimy coltrane’owski saksofon albo davisowską trąbkę to i tak NAP-a warto posłuchać. Choćby po to, aby zaznajomić się z tym gatunkiem jazzu. Dla nielicznych „przypadkowych słuchaczy” płyta ta może być dobrą lekcją, która może przerodzić się w „nawrócenie”. Dlatego polecam ją wszystkim, przede wszystkim zaś „przypadkowemu słuchaczowi”, bowiem żadnego jazzomaniaka, zwłaszcza konesera gitary, do konsumpcji tej płyty namawiać nie trzeba.